Wiem, że mój ostatni wpis o Dominikanie był długi i nie wszyscy dotarli do końca :) Nawet przez pewien czas zastanawiałam się czy nie podzielić artykułu na dwie części, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że nowa nazwa bloga oraz jego szata graficzna zobowiązuje mnie, do czegoś naprawdę wyczerpującego i godnego Waszej uwagi.
Dziękuje wszystkim, za miłe wiadomości. Wiem, że nowy blog przypadł Wam do gustu. Dziękuję również za wszystkie uwagi, które są dla mnie bardzo cenne. Na pewno już niedługo, zgodnie z Waszymi sugestiami, pojawią się kategorie tak abyście łatwiej mogli znaleźć starsze wpisy.
Dzisiaj co nieco o umilaniu sobie wolnego czasu w dobie kwarantanny. Wiem, że termin „kwarantanna” oznacza bardziej czasowe i przymusowe odosobnienie ze względu na możliwość zachorowania, ale termin ten z wiadomych przyczyn) mocno zakorzenił się teraz w naszym rodzimym słowniku. Ciekawa jestem jak Wy nazywacie ten czas #zostanwdomu? ja często mówię o „przymusowym urlopie „czy „chwilowej przerwie”. No właśnie. Co tu robić, kiedy dokładnie wysprzątaliśmy każdy zakamarek naszego domu, powyrzucaliśmy niepotrzebne graty, które przerzucaliśmy do tej pory tylko z kąta w kąt? Ja postanowiłam w końcu przysiąść do skarpetek i rękawiczek, które samotnie nie mogły odnaleźć swojej drugiej połówki i odpaliłam swoją golarkę do swetrów, aby z pieczołowitością oczyścić czapki oraz szaliki ze zmechaconych grudek, które nazbierały się podczas ostatnich zimowych sezonów. Kiedy już chata została ogarnięta, może w końcu zacząć konsumować nasz wolny czas według znanej duńskiej filozofii Hugge? Tylko kiedy? Troje dzieci i e-learning? I wszystko postawione na głowie, bo teraz cała nasza praca przeniesiona jest do domowego biura i ogranicza się do własnego laptopa? Jak być szczęśliwym bez bliskich i spotkań z tymi których kochamy czy darzymy przyjaźnią od wielu lat?
Nie ma na to złotej recepty ale myślę, że skupienie się na domownikach i małych przyjemnościach na które do tej pory nie mieliśmy czasu- może okazać się naszym małym sukcesem.
Co to jest w ogóle to słynne „hygge”? Tak jak już wspomniałam termin ten oznacza duńską filozofię życia pełną szczęścia i bliskości. Okazuje się, że każdy z nas ma swoje, osobiste „hygge” z tym, że w naszym współczesnym, pełnym emocji i stresu życiu, ciężko nam dostrzec te jakże ważne dla nas momenty; kiedy spotykamy się z przyjaciółmi, oglądamy ulubiony film czy czytamy książkę po którą w końcu mogliśmy sięgnąć z półki domowej biblioteczki. Pytanie brzmi? Czy w tych chwilach rozluźnienia umiesz to docenić i w pełni z tego korzystać? Pamiętać, wspominać, dzielić się przeżyciami z najbliższymi? Myślę, że prawie każdy gotuje, uczęszcza na dodatkowe lekcje nauki języków, tańca czy uprawia sport. Ale czy naprawdę kiedykolwiek czerpaliście z tego niekłamaną radość? Ja zauważyłam, że przez nasz napięty rodzinny grafik, biegaliśmy tylko od jednych dodatkowych zajęć dzieci do drugich, a w międzyczasie czytaliśmy książkę czy oglądaliśmy ulubiony serial.
Jak to mawiają balijczycy: „Wy Europejczycy macie zegarki, a my mamy czas”
Być może „dzięki” koronawirusowi przyszedł w moim życiu czas na dostrzeżenie tego, co wypracowaliśmy sobie przez ostatnie lata, a nie tylko odhaczania kolejnych poziomów sukcesów.
W końcu mogłam z wielką rozkoszą wsłuchać się w grę na pianie moich dzieci. Amelka ubrana w piękne buty, usiadła dostojnie przy instrumencie i całą sobą grała, a nam obojgu sprawiło to niekłamaną satysfakcję. Nie sprawdzałam z zegarkiem w ręku jej umiejętności gry na pianinie, aby później szybko przejść do odrabiania lekcji czy przygotowywania kolacji. W niej samej dostrzegłam siebie, kiedy to jako mała dziewczynka przybiegałam do mojej mamy z własnoręcznie zrobionym na drutach szalikiem, aby sprawić jej przyjemność.
Teraz często, kiedy obie mamy gorsze dni mówię do niej: „Choć zagrasz mi na pianinie” Ja słucham, a ona oddaje mi z siebie to co najpiękniejsze. Wymieniamy się swoją dobrą energią i to jest ta bliskość, której teraz w namacalny sposób możemy doznać.
Muzyka jest stałym elementem naszego domu. Przenika nasze życie rodzinne w różnych jego aspektach: Antek gra na pianinie i gitarze, Amelka również śpiewa i tworzy własne utwory. Ja sama kilka lat temu zakupiłam gramofon z kilkoma jazzowymi winylami, które raczej do tej pory były tylko ozdobą mojego kącika przy oknie. Pewnego dnia układając moje ukochane piwonie w wazonie na stole, uruchomiłam sprzęt grający i nic tak dawno nie sprawiło mi tak dużej radości, jak obracający się krążek z wydobywającą się muzyką smooth jazzu.
Filiżanka cappuccino, widok na rozwinięte dostojnie kwiaty i w tle finezyjnie wybrzmiewająca „The Look Of Love” Dusty Springfield. Cóż można chcieć więcej? Może tylko jeszcze książka? Oj tak! Lubię powracać do ulubionych tytułów. Jednym z nich na pewno jest autobiografia mojego Męża. To nie tylko książka, ale przede wszystkim emocjonalna sinusoida, która nie raz przeniosła mnie ze wzruszenia wprost w szczery śmiech. „Byłbym zapomniał” jest bardzo ważną pozycją w moim życiu, nie tylko ze względu na poruszające wspomnienia Cezarego ale i fakt, że zdjęcie na okładce jest mojego autorstwa z czego jestem bardzo dumna.
Wszystkie moje książki, nie tylko czytam, ale i zaznaczam te najbardziej dla mnie cenne fragmenty; takie do których chętnie wracam, kiedy mam jakiś problem, stoję przed ważną życiową decyzją lub gdy po prostu mam ochotę podnieść się na duchu. Tak oto powstały moje osobiste albumy i pamiętniki, które teraz zaczynają swoje drugie życie. Z wielką pieczołowitością przeglądam półki sklepów papierniczych w poszukiwaniu takich wyjątkowych dzienników. W nich mogę znaleźć dosłownie wszystko.
Zapisuję ważne chwile z naszego rodzinnego życia, wklejam pamiątkowe zdjęcia jak to z 2008 roku, kiedy jeszcze jako para zakochanych udaliśmy się pod koło młyńskie w Chicago. Wówczas jako para bezdzietnych, żyjących chwilą ludzi, nie mieliśmy pojęcia, że w 2020 roku będziemy już rodzicami trójki wspaniałych dzieci. Te stworzone w moich osobistych zapiskach kontrasty dają mi teraz dużo motywacji i poczucia, że życie nie jest bezcelowe. Mimo wielu przeszkód jesteśmy tu i teraz, bardzo szczęśliwi w naszym rodzinnym domu pełnym zabawek, o które często potykamy się ciągnąc swoje zmęczone po całym dniu nogi do łóżka. Mój ulubiony cytat z książki Olgi Tokarczuk „Księgi Jakubowe” otwiera ten wyjątkowy dla mnie album, a w środku znajdują się między innymi zdjęcia z analogowego Zenitha, który pamięta moje pieluchy.
„Bóg stworzył człowieka z oczami z przodu, a nie z tyłu głowy, co znaczy, że człowiek ma się zajmować tym co będzie, a nie tym co było” No właśnie. To taki cytat, który idealnie wpisuje się w obecne czasy i daje nadzieję na lepsze jutro. Te słowa znajdują się na pierwszej stronie mojego dziennika, tak aby dosłownie ukazać sens ludzkiej egzystencji, a rodzinne zdjęcia są ucieleśnieniem teraźniejszości i przyszłości, które stworzą kolejną kartę pamiętnika z naszego życia.
Oczywiście w albumie nie brakuje moich perełek jak „Wiersz dla mamy” który napisała Amelka podczas mojej nieoczekiwanej wizyty w szpitalu. Wszystkie wyjątkowe rysunki, kartki oraz pamiątki zapisuję lub wklejam, ozdabiając je kolorowymi kształtami czy sensacjami jak ta widoczna na zdjęciu „Write your own story”.
W czasie pomiędzy e-learningiem, gotowaniem i popołudniowymi drzemkami Rity poszukuję inspiracji na blog. W szczególności tych kulinarnych. Mam mnóstwo zagranicznych książek kucharskich które są dla mnie bazą do tworzenia własnych przepisów i dzielenia się nimi z Wami właśnie tutaj. Zawsze starannie wybieram z mojego życia to co może okazać się dla moich czytelników wartościowe.
Mam nadzieję, że ten tekst również będzie działał pobudzająco na Waszą wyobraźnię i przede wszystkim serca. Wykorzystajcie ten czas na stworzenie swojego własnego Hygge nie tylko w stylu bycia czy życia, ale może w tworzeniu własnych wnętrz, czy atmosfery wokół siebie, które Was również wprawią w dobre samopoczucie. Czego Ciocia Edytka Wam życzy :)