Niewątpliwie my kobiety to nieprzejednana mieszanka sacrum i profanum. Z tym drugim, zmierzamy się każdego dnia. Można śmiało stwierdzić, „że nic co ludzkie nie jest nam obce.” :) Czasami mam wrażenie, że opanowałyśmy większość zawodów świata w jednej osobie: matka, żona, sprzątaczka, kucharka, księgowa, menadżer, nauczyciel,kierowca, hydraulik i elektryk w jednym. To tylko część wykonywanej przez nas czarnej roboty.
Z moim osobistym, kobiecym sacrum, miałam do czynienia dwa razy w życiu, podczas moich ciąż. Jednak za trzecim razem, porzuciłam to co święte i zabroniłam innym dotykać mojego ciążowego brzucha. „Obmacywaczom” mówię stanowczo; NIE
Gorące wakacje. Jesteśmy w jednym z włoskich, historycznych miast, pełnych starożytnych rzeźb; nagich, muskularnych męskich i żeńskich postaci. Stoję, obserwując turystów i jak się okazuje największe zainteresowanie wzbudza fontanna z postacią nagiego, rzymskiego mężczyzny. Po chwili widzę, jak jedna osoba za drugą ( przeważnie płci żeńskiej) podchodzi do rzeźby i maca kamienistego „siurasa” wydobywając przy tym z siebie dziwne dźwięki zadowolenia. „No cóż”- pomyślałam ” Taki mamy klimat…”
Zawsze uważałam, że tkanka miękka jest bardziej atrakcyjna od tej stwardniałej, ale chyba nasz ludzki atawizm, każe nam dotykać tego co inne i jeszcze nie do końca poznane? Z drugiej strony, może to rodzaj jakieś terapii sensorycznej dla dorosłych? Tego nie wiem i chyba wolę dla własnego zdrowia psychicznego nie wdawać się w szczegóły, dlaczego kamienne przyrodzenie budzi tak wiele sensacji… O ile zatwardziałemu rzymianinowi takie macanie, zapewne nie przeszkadzało, to mi w ciąży wręcz odwrotnie.
Od zawsze utrzymywałam duży dystans do osób trzecich, przeważnie ten cielesny, który być może stał się dla mnie już obsesyjny. O ile jako niedoświadczona 21 latka, chciałam zachować powagę sytuacji i godziłam się na ostentacyjne dotykanie mojego ciążowego brzucha. Tak, kończąc lat 30- obiecałam sobie, że już nigdy nie zgodzę się na coś, co jest sprzeczne z moimi nawykami.
Kochana kobieto, kochany mężczyzno! Jeżeli zobaczysz brzemienną, nie biegnij do jej brzucha z wyciągniętą ręką, jakbyś miał sięgnąć po kluczyk do nowego Ferrari. To nie jest święty Graal. Mimo jej błogosławionego stanu, wierz mi… Za sprawą twojego dotyku; ciężarna nie zniesie złotych jajek, nie wygrasz w totka, nie odwróci się zła karta, nie pojawi się nad Twoją głową aureola, samo się w domu nie posprząta i generalnie niczego lepszego się nie spodziewaj. Kobieta ciężarna to nie fontanna, do której można wrzucić złote klepaki w zamian za obietnicę dostatniego życia. Jedyne czego możesz się spodziewać to szczęścia, że w zamian za „obmacywanko" jej brzucha nie dostałeś/aś w łeb.
Oczywiście uwielbiam kiedy mój brzuch dotykają mąż i dzieci. Nie jestem jednak pewna intencji osób trzecich i dostaje furii, kiedy ktoś ze swoimi rękoma próbuje mnie tknąć w zamian za osiągnięcie bajkowego szczęścia, które ma przynieść owe dotknięcie brzucha ciężarnej.. O ile kiedyś nie umiałam nikomu odmówić i zaciskałam mocno zęby, tak dzisiaj po prostu na to nie pozwalam.
Kiedy jedna z osób, próbowała zaznać legendarnego błogosławieństwa za sprawą dotknięcia mojego, już dosyć sporego brzucha , powiedziałam wprost, żeby tego nie robiła. Oczywiście wtem pojawiło się magiczne: „a dlaczego?”
- „ A no dlatego moja miła, że jakbym obmacywała przyrodzenie Twojego mężczyzny, to raczej nie byłabyś z tego powodu najszczęśliwszą kobietą na świecie”.
Wiecie co?! Jednego jestem pewna. Z moją rodzimą bezpośredniością jest tak, jak z polską gościnnością. Nie ma sobie równych i na dodatek dzięki niej, od razu osiągamy zamierzony cel :)
Polecam!