Podróż za jeden uśmiech

„Podróż za jeden uśmiech” tak właśnie powinna brzmieć, każda nasza rodzinna wyprawa. Niestety… Niekiedy nasze eskapady to istny koszmar. I mnie nie ominęły „przyjemności” walki ze snem, zmęczeniem i frustracją własnych dzieci.

Wyobraź sobie, że wsiadasz do samolotu.. Twoje dzieci dostają od Pani stewardessy kocyk oraz poduszkę, po czym kładą się grzecznie spać, aby obudzić się tuż przed lądowaniem. Ty za to bierzesz kubek gorącej cappuccino i zagłębiasz się w swoją ulubioną lekturę. Ehh. Co ja mam Wam napisać… Przez 10 lat moich intensywnych podróży, miałam może jedną okazję skorzystać z uroków podniebnego lotu… Jakby tego było mało, kiedy Amelia faktycznie przespała 6 godzinny lotu na Lanzarote, my zestresowani, siedzieliśmy nisko pochyleni nad nią i sprawdzaliśmy, czy aby na pewno oddycha i wszystko jest w porządku. Chcąc nie chcąc, zamieniłam ulubioną książkę na czuwanie, a gorące cappuccino na walerianę…

Podobno trening czyni mistrza. Choć ekspertem od podróży z dziećmi wcale się nie czuję, to wypracowałam sobie techniki tak zwanej „ mniejszej ekspozycji płaczu i marudzenia podczas podróży” 

ZAPLANUJ

Planowanie jest dla mnie najważniejszym punktem każdej rodzinnej wyprawy. Biorę swój kajecik i zaczynam notować kilka dni wcześniej. Na kartce widnieje tabela z dwiema kolumnami pod tytułem - „bagaż” i „torba podręczna” W każdej z rubryk wpisuję rzeczy o których na pewno muszę pamiętać lub takich, które w znacznym stopniu ułatwią mi funkcjonowanie na wakacjach czy podczas samej podróży. Notatnik mam zawsze pod ręką, gdyż zdarza się, że „coś” przypomni mi się w ciągu dnia lub nawet kiedy śpię :)

Dobrze zaplanowana podróż, to według mnie 75 % sukcesu, reszta to łut szczęścia i dobre samopoczucie naszych najmłodszych.

Warto wcześniej dowiedzieć się więcej szczegółów dotyczących podróży z dziećmi bezpośrednio od linii lotniczych. Koniecznie „wugugluj” miejsce do którego jedziecie i zapisz sobie adresy najbliższych aptek, przychodni czy szpitali… Sami wiecie…;)

NIE PRZECIĄGAJ STRUNY

„Przetrzymam dzieciaka, żeby nie spał to w samolocie na pewno padnie”… Tak, jasne… U mnie zawsze przynosiło to odwrotny skutek. Każde z moich pociech po takim bezsennym maratonie, było tak sfrustrowane, że darło się w niebogłosy. Drażniło ich dosłownie wszystko- nawet najmniejsze światełko czy odgłos. Im dalej w las, tym gorzej dziecku zasnąć. Pamiętaj, że nie ma jednak co do tego jednej, złotej zasady. Jednych szum samolotu uspokaja, a innych doprowadza do szewskiej pasji… Być może Twoje dziecko akurat zaśnie bez problemu, ale kiedy raz już to nie zadziała, lepiej nie próbuj po raz kolejny. Każde dziecko jest inne, to jakby rozsypać worek 1000 puzzli, niby układają się w jeden obrazek, ale każdy pojedynczy puzzel różni się od tych 999. Pamiętaj, że pierwsze kilka razy podróżowania z dzieckiem będzie twoją wycieczką poznawczą w głąb potrzeb własnego dziecka. Obserwuj je bacznie i zaufaj własnej intuicji. Czasami najprostsze sposoby są najbardziej skuteczne.   

 

 


TAK ZWANY EQUIPMENT.

Warto  przygotować się odpowiednio pod względem samego lotu. Wierz mi, że w moim przypadku podróży z 3 dzieci, to jak strategiczna gra wojenna… 

Zacznijmy od siedzenia. Jeżeli Twoje dziecko ma mniej niż dwa lata, wtedy najprawdopodobniej czeka Cię podróż z małym pasażerem na kolanach. Niektóre linie lotnicze oferują jednak specjalne łóżeczko, które można przymocować do ściany. Uwaga! To naprawdę mini łóżeczka dla wersji bambino. Moje „wielolkoludy” załatwiłyby taki sprzęt po pierwszych 10 minutach, a ich nogi pewnie zwisałyby w dół już od części udowej. 

Jeżeli traficie na promocję lub po prostu chcecie podróżować w komforcie to warto zainwestować w dodatkowe siedzenie. Wtedy powinniście mieć dla dziecka fotelik. W tym przypadku zadzwońcie wcześniej do lini lotniczych i zapytajcie, które konkretnie firmy fotelików samochodowych są mile widziane na pokładzie samolotu. Z moich informacji wynika, że rekomendowane są Cybex i Maxi-Cosi.

Rada Cioci Edytki: Jeżeli dzwoniąc do linii lotniczej, odbierze połączenie mężczyzna, lepiej udawaj, że nie pamiętasz po co dzwoniłaś i rozłącz się grzecznie ;) oni i tak nie mają zielonego pojęcia co oznacza zlepek słów „dziecko”„podr󿔄fotelik samochodowy”- to po prostu nie jest ich menu. Mam nadzieję, że to się zmieni…

 

Kolejnym elementem wyposażenia naszej podróży będzie wózek i ten newralgiczny dla każdej chyba matki moment przejścia z boardingu do samolotu.

Masz też kilka opcji. Możesz zainwestować w wózek typu YOYO, który składa się do mini rozmiarów i wziąć go ze sobą na pokład samolotu. Przy normalnym czterokołowcu będziecie musieli oddać go podczas odprawy lub przy samym wejściu do samolotu. Mały wózek podróżny ma ten plus, że często wjeżdżam/ wyjeżdżam nim już w rękawie ( o ile ten jest), waży 4-5 kg i można zawiesić go na ramię jak większą torebkę. Problem z większością tego typu mini pojazdów jest taki, że rozkładają się tylko do pozycji pół-leżącej, a dla większego wiercipięty, może być z czasem po prostu za mały i  niewygodny. Wiem, że cała Francja jeździ YOYO, słyszałam to tysiące razy, ale nie jestem przekonana do tego, że miałby to być całoroczny wózek dla mojej pociechy… Wielkim plusem tego wózka jest jednak fakt, że przy zakupie odpowiednich adapterów, można na nim zamontować prawie każdy rodzaj fotelika samochodowego- nawet takiego, który rozkłada się do spania, gdyż YOYO daje na tyle przestrzeni, aby ten mógł się ustawić w pozycji poziomej. 

Kolejnym też, uważam niezłym rozwiązaniem jest oddanie wózka do luku bagażowego i noszenie dziecka w chuście lub ergonomicznym nosidle (chociaż tych drugich osobiście unikam) Wtedy plus posiadania dwóch „wolnych” rąk jest nieoceniony, tym bardziej w przypadku podróżowanie z większą ilością dzieci.

A co ze spaniem dzieci w samolocie? Opcji nie jest za dużo i trzeba po prostu wziąć sobie do serca, że podróż to pewien etap naszych wakacji, który trzeba po prostu przeżyć, nawet za cenę braku cennego snu. Już wspominałam o mini łóżeczkach które oferują linie lotnicze… Zostały Ci jeszcze Twoje własne kolana, które posłużą za wygodną poduszkę dla Twojego malucha lub gadżet typu walizka JetKids Stokke, która po rozłożeniu zamienia się w przedłużenie fotela samolotowego i dziecko może w miarę wygodnie spać https://www.stokke.com/POL/pl-pl/podróżowanie/5345.html Minus? CENA!

PODRĘCZNY POPROSZĘ!

Wszystko zależy od tego co i jak spakujemy do naszego bagażu podręcznego. Zacznę od tego, że zrezygnowałam ze wszelkiego rodzaju walizek i toreb na rzecz plecaka. Tak jak już wspomniałam, wolność rąk jest dla mnie nieoceniona, po drugie wbijam się w lata, a chciałabym aby mój kręgosłup posłużył mi jeszcze parę lat. Oprócz podręcznych gadżetów mających na celu zająć nasze dziecko dłużej niż 5 minut, zapakuj koniecznie ulubione przekąski i podręczną kosmetyczkę w której znajdą się:

pieluchy
mokre i suche chusteczki
zapasowy smoczek
lekarstwa przeciwbólowe
termometr
krople do nosa/woda morska
mały żel antybakteryjny do rąk
Nie zapomnij również o macie do przewijania i ubrankach na zmianę, które przydadzą się podczas awarii. Moje najstarsze dziecko wozi jeszcze ze sobą zatyczki do uszu i opaskę na oczy… Ach ta młodzież :)

ZABAWKI W WERSJI LIGHT.

Nie pakuj wszystkiego co popadnie. Zaobserwuj swoje dziecko kilka dni przed wyjazdem. Zanotuj czym lubi się szczególnie bawić, aby póżniej było Ci łatwiej zdecydować o tym, co zabrać. Ja często pakuje modne teraz magnesowe układanki. Przerzucam je do lnianego woreczka żeby się nie zgubiły i aby móc poźniej z łatwością je wykorzystać. Już z kilku elementów takiej układanki, możemy dziecku zaproponować naprawdę niezłą zabawę.

Możesz zebrać ze sobą ukochaną przez dzieci plastelinę czy ciastolinę… Napiszę szczerze… Nie lubię. Dlaczego? Wszędzie jej pełno, łatwo przykleja się do ubrania, brudzi i ma chyba napisane na opakowaniu „zjedz mnie” lub „zrób ze mnie kulkę , po czym włóż do nosa”. Rozumiem jednak zamiłowanie najmłodszych do tego typu rozrywki, więc przy odpowiednio dobranej technice zabawy, nie zabraniam :) Na szczęście na rynku, dostępnych jest coraz więcej „gniotek”- które są mniej ekspansywne niż tradycyjna ciastolina

Wodne malowanki i książeczki z naklejkami to mój „must have” :) Ciekawią, bawią i do tego utrzymują otoczenie w względnej czystości. Do specjalnego pisaka wystarczy tylko wlać wodę :) i gotowe!

Mini- teatrzyk też świetnie sprawdza się w podróży. Można kupić specjalnie przygotowane mini-laleczki na palce dłoni i wystawić dziecku jego prywatne przedstawienie. 

KLASYKA GATUNKU

W podróży ze starszymi dziećmi warto wziąć po prostu kartki, kredki i własne wspomnienia z dzieciństwa. U mnie często sprawdzają się gry które sama lubiłam: państwa- miasta, wisielec, kółko-krzyżyk, kalambury, krzyżówki czy statki. Pamiętacie może rysowanie po plecach i zgadywanie co zostało na nich narysowane? Tak! To najlepsza zabawa pod słońcem.

Często najprostsze zabawy są najlepsze, jak ta kiedy opowiadam początek jakieś historii, a dzieci mają za zadanie  dokończyć ją po swojemu. 

MINI- GRY

Obecnie na rynku można kupić bardzo dużo tak zwanych gier kieszonkowych. Zaczynając od zwykłych kart i gry w wojnę, sięgając po UNO czy Dixit, który możemy spakować do małej bocznej kieszeni. Zadbaj o to, aby pozbyć się zbędnych opakowań i wtedy uratujesz dużo miejsca w bagażu podręcznym. 

Prace ręczne też będą w modzie. Możesz zaproponować swojemu dziecku origami, bransoletki z muliny czy robienie różnorodnych masek, które później będziecie mogli wykorzystać podczas zabawy. 

SIĘGNIJ PO BROŃ OSTATECZNĄ

W zapasie miej zawsze „coś”, co Twoje dziecko ubóstwia i uspokoi je, nawet w najbardziej patowej sytuacji. W przypadku moich dzieci, jest to… Vibovit :) Tak dokładnie! Zawsze mam w kieszeni saszetkę, albo dwie i w sytuacji kryzysowej, pozwalałam dziecku na zlizywanie go z paluszka :) Nie dość, że uspokaja malucha, to dodatkowo jest to dobry patent na częste przełykanie śliny podczas startu czy lądowania- co zapobiega zatykaniu się uszu. W przypadku starszych dzieci będą to oczywiście tablety czy telefony. Większość zawsze się uchyla i twierdzi, że ich dzieci nie korzystają z elektroniki. Po kilku jednak chwilach okazuje się, że ów dzieciak zna wszystkie najnowsze gry, aplikacje wraz ze wszystkimi komputerowymi trendami. Zawsze w duchu zastanawiam się „ no i po, co te kłamstwa?” przecież wiadomo, że wszystko podawane dziecku w odpowiedniej dawce i pod nadzorem rodziców, nie zrobi im krzywdy. Ciężko mi tak naprawdę to zrozumieć w dobie, gdy nawet taxi zamawiamy przez odpowiednią aplikacje… No ale szanuję każdą decyzję innych, nawet jeżeli to tylko fikcja i nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości ;)

Moją kolejną bronią ostatecznej zagłady płaczu i histerii są bańki mydlane. Oczywiście nie biorę całej butli, ale ich mini wersje, które można kupić na przykład w sklepie z akcesoriami eventowymi. 

Rada Cioci Edytki na podsumowanie tematu? Pamiętajcie- tylko spokój Was uratuje :):):)

 

Foto: Edyta Pazura

 

Obdarowujmy się sercem i od serca nie tylko w święta, czyli całoroczny poradnik prezentowy w stylu „slow"…

Słowem wstępu...

Być może pisanie przewodnika prezentowego w lutym wyda się komuś zaskakujące, a nawet dziwne, ale przecież prezenty to nie jest temat zarezerwowany tylko na czas Mikołajkowo - Gwiazdkowy, więc w sumie dlaczego by nie, skoro w okresie przedświątecznym wciągnął mnie wir szalonych porządków i przygotowań...

Zresztą właśnie szczególnie po zakończonym niedawno „sezonie” prezentowym mam dla Was dużo świeżych, aktualnych obserwacji i rekomendacji, więc pomyślałam, iż jest to świetny moment na pisanie takiego „mini poradnika”…

 

Od czego by tu zacząć? 

Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, iż ludzie generalnie dzielą się na tych, którzy prezenty wybierają starannie, z dużym wyprzedzeniem, robią listy, sprawdzają o czym kto marzy i czego potrzebuje, a następnie przeczesują sklepy w realu i wirtualne w poszukiwaniu tego najlepszego prezentu w najlepszej cenie. To właśnie oni w panice, że już za późno, ruszają na zakupy gwiazdkowe zaraz po Wszystkich Świętych, zelektryzowani pierwszą gwiazdkową reklamą. To właśnie oni - miłośnicy „First Minute”, mistrzowie planowania i organizacji życia, wywołujący poczucie wstydu u przeciętnych zjadaczy chleba, próbujących rozciągnąć dobę chociaż o 5 minut... Nic, tylko podziwiać…

Aha, no i to właśnie ich prezenty pięknie opakowane i przewiązane gustownym surowym sznureczkiem spoczywają elegancko pod pięknie udekorowanym drzewkiem już zaraz po Mikołaju. W tym roku Instagram tonął od tego typu zdjęć sugerujących, że do Świąt, jak do porodu, należy być gotową przynajmniej z miesięcznym wyprzedzeniem, i w pięknie posprzątanym, wystylizowanym świątecznie wnętrzu z ubraną tradycyjnie choinką i wspomnianymi już elegancko spakowanymi prezentami pod drzewkiem, w idealnym makijażu, pięknej sukience (opcjonalnie w bluzie ze świątecznym motywem lub w grubo plecionym swetrze) z uśmiechniętymi, rumianymi dzieciaczkami nic tylko piec pierniczki lub ewentualnie dekorować lukrem piernikowe domki. I tak równo przez cały miesiąc, aż do Świąt, zjadając kolejne czekoladki z adwentowego kalendarza...

Wybaczcie mi te drobne żarty, wynikające z czystej, ludzkiej zazdrości, iż ja sama tak nie potrafię i na początku grudnia jestem jeszcze w głębokim „lesie” ze wszystkim…

Są też oczywiście mistrzowie "Last Minute”, wirtuozi zabieganej rzeczywistości, próbujący „ogarnąć” wszystko i zdążyć ze wszystkim choćby na ostatnią chwilę, choć przyznający, że za każdym razem obiecują sobie, że następnym razem wszystko przygotują duuuużo wcześniej i nie będą musieli się z niczym spieszyć!

Na pewno przedstawicieli obydwu tych grup znacie doskonale i spotkaliście ich osobiście lub w najbliższym otoczeniu… 

Jednak prezent to dużo więcej,niż tyko rzecz, przedmiot, nawet w najpiękniejszym pudełku i z błyszczącą kokardką.

Już od pewnego czasu dzielę „dawanie” na 2 kategorie – prezenty i upominki.

Te drugie to drobiazgi, czasami wpisujące się w dobre wychowanie, zwyczaje, takie jak kwiaty, czekoladki, pachnąca świeczka, coś zupełnie niezobowiązującego, co pomaga nam w prosty sposób podkreślić słowa „dziękuję”, „pamiętam o Tobie”, „chciałem Ci coś miłego przekazać”.

Z prezentami sprawa ma się zupełnie inaczej.

Dawanie prezentów to sprawa na pozór bardzo łatwa, ale w rzeczywistości bardzo wymagająca.

Trzeba kogoś bardzo dobrze znać, aby kupić mu trafiony prezent, dać komuś to czego naprawdę potrzebuje. Sami wiemy ile niepotrzebnych rzeczy „zaśmieca” nam życie, ile miejsca w szafach zajmują przedmioty, których nigdy nie użyliśmy i nie użyjemy, bo po prostu nie są nam potrzebne.

Oczywiście zawsze można je sprzedać, albo przeznaczyć na dobry cel, przekazać potrzebującym, ale nie o tym chciałam tutaj napisać.

Jako ekspert od lifestyle’u rodzinnego J i „gadżetów” na szacownym portalu  Maybe Baby, chciałam przygotować dla Was kilka praktycznych rad, ułatwiających wymyślanie i szukanie prezentów, nie tylko Gwiazdkowych.


Porada nr 1 – szafa…

Warto wygospodarować w szafie, lub innym schowku kawałek miejsca na przechowywanie prezentów znalezionych z wyprzedzeniem. Naprawdę warto to robić! To znaczy warto przy sprzyjającej okazji, kiedy mamy trochę czasu, albo po prostu coś nam wpadnie akurat w oko - idealny prezent dla konkretnej osoby – kupić go i odłożyć . Kiedy nadejdzie odpowiednia okazja będzie jak znalazł – bez stresu i szukania „na siłę”.

Porada nr 2 „nic na siłę”

Bo to jest tak naprawdę największe wyzwanie przy szukaniu odpowiedniego prawdziwego PREZENTU – żeby był trafiony, żeby ucieszył obradowanego, żeby nie był czymś kupionym „bo tak trzeba”, „bo wypada”. Dlatego napisałam wcześniej o wprowadzeniu podziału na „upominki” i „prezenty”. Myślę, że jeśli w danej chwili nie mamy możliwości przygotowania osobistego „prezentu”, to nie warto się tym przejmować, tylko skupić się na fajnym upominku. Kiedyś w przyszłości na pewno to „nadrobimy”. A przecież w upominkach też leży spory potencjał – na przykład dając w prezencie zestaw uroczych słoiczków z konfiturami lub ciekawą herbatę, sprawiamy, że obdarowany za każdym razem sięgając po te konfitury lub pijąc filiżankę gorącego naparu pomyśli ciepło o nas. A gdyby na dodatek konfitury te byłyby naszym własnym domowym wyrobem, to ich wartość emocjonalna rośnie 1000-krotnie…

Porada 3 – prezenty „kolekcjonerskie”

To bardzo ułatwia sprawę – jeśli ktoś ma jakieś hobby lub coś kolekcjonuje, to łatwo wkomponować swój prezent w te upodobania. Można też czasami zapoczątkować swoją „kolekcję”, na przykład dając dziecku myszkę lub króliczka Maileg, można później uzupełniać mu ubranka, czy też inne akcesoria. Mam na przykład przyjaciółkę, która co roku daje mi w prezencie świątecznym jakąś drobną ozdobę choinkową. Po latach przyjaźni mam już spory zbiór, nawet już sentymentalny…

Można się też z bliskimi osobami umówić na formułę prezentową, na przykład jeśli wszyscy w rodzinie lubią czytać, to można ustalić, iż książka będzie zawsze takim bazowym, „bezpiecznym” prezentem na większość okazji.

Ostatnio moja znajoma zainspirowała mnie jeszcze jednym pomysłem związanym z książkami – otóż ma ona w zwyczaju obdarowywać ludzi tylko książkami, które sama przeczytała i uważa, że są warte przeczytania. W prezencie daje książki zarówno nowe, jak i takie, już przez nią przeczytane. W ten sposób dzieli się nie tylko czymś materialnym, ale również czymś emocjonalnym. Nie uważacie, że to fajny pomysł?

Porada 4 – to nie musi być „rzecz”

No właśnie – tak często mówi się o „kupowaniu prezentów”, o tym trąbią wszystkie reklamy w „prezentowych” okresach, że łatwo zapomnieć, iż prezent nie musi być przecież przedmiotem.

Zaryzykuje tu twierdzenie, iż w obecnych czasach często cierpimy na nadmiar przedmiotów, a tym czego nam naprawdę brakuje to bezcenny czas – czas dla siebie, dla innych, dla naszych najbliższych. Słyszałam już dzieci, które wyrażały na głos opinię, iż najbardziej marzą o jednym dniu spędzonym z rodzicem bez telefonu, to znaczy z rodzicem, który poświęca im pełną uwagę, ma czas na rozmowę, słyszy co mówi dziecko, rozmawia z nim i nie odbiera w tym czasie telefonów, nie dzwoni do nikogo, nie pisze sms-ów, nie sprawdza maila, facebook’a, instagrama… Niby proste, ale czy na pewno? Mam przeczucie, że  o takim dniu często marzą nie tylko dzieci…

Dawanie siebie, swojego czasu to dawanie wspomnień, budowanie wspólnych przeżyć. Jeśli myśląc o bliskiej nam osobie zastanowimy się chwilę kim jest ona dla nas, co chcemy wyrazić przez ten prezent, to na pewno łatwo wymyślimy jak mógłby wyglądać taki wspólny „quality time” ofiarowany w prezencie.

Mamy taki zwyczaj z moją przyjaciółką już od kilku lat, że wychodzimy sobie we dwie na wspólną kolację urodzinową. I to jest nasz wspólny prezent dla siebie nawzajem, gdyż zazwyczaj mamy niewiele czasu na spotkania i rozmowy. Jeśli któraś z nas akurat ma prezent dla tej drugiej, to oczywiście jest to miłe, ale nie traktujemy tego jako konieczność, już samo spotkanie, o którym zawsze pamiętamy jest czymś absolutnie dla nas bezcennym.

Polecam Wam gorąco spojrzenie na prezenty od takiej właśnie strony. Nie zapominajmy o biednych i potrzebujących, przyłączmy się do akcji charytatywnych, zorganizujmy szlachetną paczkę, podzielmy rzeczami, których mamy za dużo, nawet pieniędzmi, jeśli możemy, ale jednocześnie zauważmy, posłuchajmy i usłyszmy naszych najbliższych i dajmy nasze serce, czas, uwagę… BEZCENNE…

Na wielu polach zmieniamy styl naszego życia na SLOW – slow food, slow life, hygge, nesting, to określenia, a nawet trendy bliskie coraz większej grupie osób. Prezenty w stylu SLOW doskonale wpisują się w te trendy i potrzebę życia bardziej na jakość, niż ilość, skoncentrowanego bardziej na doświadczaniu, a nie posiadaniu…

Spróbować na pewno warto 

Jednak z założenia jest to sekcja poświęcona „gadżetom”, więc przygotowałam dla Was również kilka moich „żelaznych” sprawdzonych rekomendacji prezentowych na różnie okazje – dla dzieci i nie tylko…

1.      Książki – właściwie doskonały prezent dla każdego, w każdym wieku, wystarczy dobrać odpowiednią. Dla dzieci polecam pięknie wydane, mądre tytuły z wydawnictwa 2 Siostry, pięknie ilustrowane graficznie opowiadania Liść oraz Koszyk, wydane przez Julię Rozumek, zaś dla dorosłych interesujące pozycje z psychologicznej serii autorstwa Jespera Juula, zapoczątkowanej przez kultowe już „Twoje kompetentne dziecko”.

2.      Zabawki kąpielowe Oli&Carol z kolekcji H2Origami – kolejna już kolekcja lubianej hiszpańskiej marki znanej z naturalnych kauczukowych warzyw i owoców. Tym razem proponują nam 3 morskie zwierzaki (żółw, krab i wieloryb) zainspirowane estetyką orgiami. Śliczne, funkcjonalne (nie mają dziurki, więc kochają kąpiele), naturalne a przy tym kupując tę właśnie serię wspieramy ochronę oceanów…

3.      Kosz Mojżesza, wanienka i piankowa mata Shnuggle – super zestaw dla rodziców oczekujących dziecka – każdy produkt osobno to fajny, praktyczny prezent, a wszystkie razem to już naprawdę super komplet!

4.      Lampka Fatboy – lekka, ledowa lampka w klasycznym kształcie, którą kochają i dzieci i dorośli – wystarczy dobrać jeden z kolorowych abażurków, aby mieć swoją ulubioną wersję. Ale z drugiej strony, kto powiedział, że to musi być tylko jeden wzór…

5.      Złote łyżeczki do latte lub herbaty Petite Friture lub deserowe sztućce z kolekcji Merci marki Serax – takie drobiazgi zawsze sprawdzają się idealnie, malutkie śliczne łyżeczki, czy też nożyki zawsze się przydają niezależnie od tego ile ich już mamy… 

6.      Naszyjniczki PopCuties – przesłodkie, jedyny poważny problem to zdecydować się na jeden – dla dziewczynek od 5 do 105 lat… J można kolekcjonować, podobnie jak modowe zegarki Pappwatch marki I like paper!

 

7.      Wazonki i szklaneczki Ferm Living – zawsze się sprawdzą w roli upominku, jak każdy z drobiazg z katalogu Ferm Living pięknie zaprojekowane.

8.      Liewood Design – jeśli na szybko szukacie prezentu dla dziecka to wybierając coś z szerokiej gamy tej marki na pewno traficie w punkt! Ta marka od samego początku podbiła nasze serca! Musicie przejrzeć sami, bo asortyment jest tak szeroki jak fantastyczny!

9.      Pościel Cotton Sweets – polska marka, która zachwyca jakością materiału i szycia. Stworzona z pasją i sercem z najlepszych i najpiękniejszych materiałów. Pięknie udekoruje każdy dziecięcy pokój…

10.   Zestaw „wyprawkowy” Lodger – jeśli Wasi najbliżsi lub przyjaciele oczekują dziecka lub wybieracie się na babyshower, albo z pierwszą wizytą do świeżo upieczonych rodziców, z naturalnych, delikatnych i dopracowanych estetycznie produktów Lodger na pewno przygotujecie wyjątkowy prezent od serca…

11.   Drewniane produkty Little Leaf – zawieszki do smoczka, gryzaczki, stojak edukacyjny Baby Gym – nie trzeba ich specjalnie polecać, po prostu zobaczcie sami i zakochacie się od pierwszego wejrzenia. A do tego idealnie wpisane w trend eco i filozofię Montessori…

12.   Zestaw ubranek niemowlęcych Dear Eco – organiczna bawełna PIMA, cudownie miękka w dotyku, dopracowany każdy szczegół od metki, po napy, wygodny, przemyślany krój, delikatne, śliczne wzorki w gamie bieli i szarości – taki produkt mógł stworzyć tylko wirtuoz kochający dzieci i rozumiejący ich potrzeby. Produkty zaprojektowane i uszyte w Polsce według najwyższych światowych standardów, zarówno medycznych jak i estetycznych.

13.   Lampa Vertigo – pomysł na duuuży super prezent dla wielbicieli designu – w 2 rozmiarach i 6 kolorach, uwialbiana na całym świecie – pasuje prawie do każdego wnętrza i właściwie do każdego pomieszczenia, idealna!

14.   Jedna z ogromenj kolekcji ozdobnych doniczek Serax – wystarczy dobrać do niej kwiatek i mamy prezent ponadczasowy. Ładna doniczka bez kwiatka? W tej wersji można w niej przechowywać różne drobiazgi…

 

Rozgrzewający napój wzmacniający odporność

Zima w pełni. Sezon na przegrzanie w pracy i szkole, a potem gwałtowne przemarznięcie na zewnątrz trwa. Suche powietrze z grzejników, infekce w szkołach,  do tego niewyspanie. To powoduje obniżoną odporność na bakterie i wirusy. Warto ją wspierać skutecznymi domowymi sposobami. Ten gorący napój sprawdza się świetnie i smakuje przepysznia.


Kiedy warto go pić? 
Zawsze kiedy mocno przemarzniemy, zaczyna nam kapać z nosa albo drapać w gardle, ale też dla przyjemności w długie zimowe wieczory.


Jak działa? 
Przeciwzapalnie i bakteriobójczo, ale też rozgrzewająco, wzmacniająco i odżywczo. Do tego jest po prostu smaczny.


SKŁADNIKI:
✔️imbir (kawałek wielkości orzecha włoskiego)
✔️sok z 1/2 cytryny + plasterek dla aromatu
✔️2 łyżeczki miodu (lub do smaku)
✔️1/4 łyżeczki kurkumy
✔️1/4 łyżeczki cynamonu


PRZYGOTOWANIE:
Imbir zalewamy wrzątkiem, najlepiej go wcześniej utrzeć na tarce, żeby puścił sok, wtedy działa najsilniej.


Do gorącego naparu dodać cynamon i kurkumę, wymieszać i zostawić na chwilę pod przykryciem do zaparzenia.


Kiedy napar przestygnie do temp. ok.38 stopni (czyli ciepły, ale nie gorący), dodajemy miód i cytrynę. Jeśli dodamy je do gorącego naparu, niestety temperatura zniszczy część zawartych w nich cennych składników.


Już po kilku łykach poczujecie silne rozgrzanie i lekkie drapanie w gardle imbiru, to znaczy, że działa My pijemy na rozgrzanie, a w trakcie przeziębienia wypijamy duży  kubek 3x dziennie.