Zanzibar

Nasze Święta Wielkanocne w tym roku są zupełnie inne niż te tradycyjne, a to z kilku powodów.  Po pierwsze okres świąteczny to ten jedyny, kiedy dzieci mają wolne od szkoły, więc możemy po prostu spakować walizki i wyjechać. Po drugie ostatnie lata COVID + obecna sytuacja w Ukrainie nie buduje nastroju do jakiegokolwiek świętowania, przynajmniej dla mnie. W moim domu w tym roku zawisł tylko na drzwiach wielkanocny wianek w niebiesko- żółtych barwach, a poza tym nie zrobiłam nic, aby jakkolwiek dodatkowo wprowadzić świąteczny nastrój. Spakowałam walizki i uciekłam, przynajmniej na chwilę chciałam być myślami gdzie indziej. Wojny nie zatrzymam, ale przynajmniej mogę swoje myśli zatrzymać na chwilę.

Wiele słyszałam o Zanzibarze. Tyle samo złego co dobrego, więc tym bardziej chciałam zobaczyć to miejsce na własne oczy. Zacznę może od tego, że podróżujemy za swoje środki. Rok temu mieliśmy propozycję od Phili- Phili, jednak nie skorzystaliśmy z tego zaproszenia. Mamy zasadę, która mówi o tym, że: stać nas na podróże i jeździmy tam, gdzie chcemy, za ile chcemy i sami wybieramy sobie hotele, najczęściej te butikowe. Oczywiście miło jest spotkać Polaków za granicą, takich którzy są rezydentami czy mieszkają od dłuższego czasu w danym miejscu. To zawsze jest czysta kopalnia wiedzy o nowym zakątku świata, szczególnie dla takich ciekawskich jak my

Zanzibar jest piękny. Co by nie pisać jest to wyspa o lazurowej wodzie i piasku niczym mąka. Jest tutaj wiele hoteli, szczególnie tych dużych, sieciowych, które oferują udogodnienia jakie tylko chcecie. My wybraliśmy, mały butikowy hotel Cast Away Residence, który prowadzi Polak, po drugie zależało nam na rodzinnej atmosferze.

Jeżeli chodzi o Zanzibar, przyjęłam zasadę: „byłam, zobaczyłam, zdobyłam”- to by było na tyle. Warto oczywiście zobaczyć Zanzibar, bo widoki są bajkowe, jednak rzeczywistość z którą przyszło mi się tu zderzyć, była często ponad moje jakiekolwiek wyobrażenia. Pierwszy raz, skrajną biedę zobaczyłam na Dominikanie, ale tutaj jest ona nieporównywalnie większa. Ludzie mieszkają w lepiankach, często śpią na kartonach, dzieci biegają od rana do wieczora bez opieki. Nie wiem co jest bardziej frustrujące: fakt, że ta skrajna bieda jest na Zanzibarze,  czy to, że nie mam pojęcia co trzeba by zrobić, aby tym ludziom żyło się lepiej.

Tutaj głośno mówi się o tym, że lokalni mają małe oczekiwania i nie chce im się pracować. Pracodawcy w tym przede wszystkim właściciele hoteli czy restauracji, mają twardy orzech do zgryzienia i musi dużo wody w rzece upłynąć zanim zbudują swój zespół. Z drugiej strony, jak się nieoficjalnie dowiedziałam, miesięczny zarobek kelnera w hotelu to około 350 dolarów… Czy ktokolwiek chciałby pracować za tak niskie wynagrodzenie? Nie wspominając już o tym, że paczka podpasek kosztuje 17 zł, a litr benzyny prawie 5 zł…

Warto jednak odwiedzić Zanzibar chociażby raz w życiu z uwzględnieniem takich miejsc jak: Stone Town, Butterfly Center, Mnarani Natural Aquarium, Jozani National Park, Blue Safari czy Cheetahs Rock. To są miejsca absolutnie wyjątkowe i może się okazać, że wręcz unikatowe, bo pewnych rzeczy jak choćby małpy red colubus, można spotkać tylko w Parku Narodowym Jozani- nigdzie indziej na świecie.

Do tych miejsc powrócę w kolejnym moim wpisie, gdzie opowiem Wam więcej na temat poszczególnych miejsc. Żeby to jednak zrobić, muszę wrócić do Polski i wywołać zdjęcia z mojego ulubionego analogowego aparatu

Niewątpliwie jednym z ciekawszych zjawisk na Zanzibarze, jest obecność Masajów. To niesamowite plemię, które nadal prowadzi koczowniczy tryb życia, a najważniejsza w życiu każdego Masaja jest… krowa. W wieku około 12 lat, każdy chłopiec przechodzi rytualne obrzeżanie, które odbywa się wśród społeczności Masajów. Bardzo ważne jest to, że podczas całego rytuału młodzieńcowi, który jest poddawany zabiegowi nie może nawet drgnąć powieka i nie są mu podawane żadne środki znieczulające czy uśmierzające ból. Masajowie się bardzo charakterystyczni, ubrani w kolorowe szaty oraz nie posiadają dwóch dolnych jedynek. Po tym, gdy już wyrwą sobie te dwie dolne jedynki, obolałe miejsce okładają krowim łajnem, zresztą jak każdą swoją ranę, gdyż wierzą w niezwykłą moc bydła.

Masajowie uwielbiają tańczyć i śpiewać, mają bardzo małe potrzeby i często ich skromna chatka 3x5 metra mieści nie tylko całą rodzinę, ale  kury, kaczki i inne małe zwierzęta hodowlane.  Masajowie nie uznają dziecka, poniżej trzeciego miesiąca życia (spowodowane dużą umieralnością wśród noworodków) oraz nie odprawiają rytuału pogrzebu. Ciało zmarłego zostaje porzucone i pozostawione padlinożercom.

Mam dla Was jeszcze wiele ciekawych miejsc oraz opowieści o Zanzibarze. Dzisiaj jednak dajemy sobie wszyscy wolne i czas na przemyślenia oraz refleksję. Życzę Wam, abyśmy mogli spokojne żyć, funkcjonować i pracować bez strachu o to, co wydarzy się jutro. Ja już przestałam się bać, bo tylko bez strachu mogę się przydać innym, a najbardziej tym, którzy mnie teraz potrzebują.

Życzę Wam miłości, zrozumienia, wytrwałości i jak najwięcej ludzkich odruchów, bo mam wrażenie, że w XXI wieku, kiedy mamy wszystko, często okazuje się, że nie mamy nic. Kochajcie ludzi i bądźcie kochani.

A na sam koniec cytat z książki: „Dom na Zanzibarze”

„Świat jest piękny, ale najpiękniejszy wtedy, kiedy podziwia się go w całej krasie, nie przesypiając ani chwili. Mówi się: "Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje", wcale nie dlatego, że możemy o poranku oczekiwać miliona dolarów. Cóż zatem dostajemy? Choćby te wschody słońca, które dzieją się same, bez naszych starań i wysiłków. Ale w tym przysłowiu chodzi o coś więcej. Chodzi o to, aby nie przespać swojego życia, aby otworzyć oczy i zobaczyć świat takim, jakim go nam Pan Bóg daje naprawdę”.